środa, 25 sierpnia 2010

3

Zastanawiam się nad przyszłością. Wiem, że takie mrzonki/marzenia są zazwyczaj bez sensu i lepiej skupić się na teraźniejszości(czyli pustym kontem, stosem nie przeczytanych książek, poniedziałkowego egzaminu poprawkowego, perspektywą szukania nowego mieszkania i bólem żołądka). Jednak chcę na chwilę usiąść (no przecież już siedzę!) i popatrzeć na moje cele oraz marzenia. Nadrzędnym pragnieniem (?) jest studiowanie filozofii na UW. W tym roku znowu mi nie wyszło, ponieważ przespałem termin pierwszej rekrutacji. Nie komentuję. Marzę również o studiowaniu w Instytucie Kultury Polskiej oraz na wydziale reżyserii Warszawskiej Akademii Teatralnej. Niestety w tym roku nie spełnię tych planów (z wiadomej przyczyny przespania terminów rekrutacji). W przyszłość chciałbym na poważnie zajmować się sztuką. Pokazywać innym ludziom swoje uczucia, zachęcać do popatrzenia na świat z mojej perspektywy. Odkrywać przed nimi kolorową paletę kontekstów i sposobów myślenia, schematów, w których tkwią (przez zazwyczaj źle zrozumianą historię, kompleks niższości, czy, jednocześnie, megalomanii). Tworzyć, tworzyć, tłumaczyć świat i pokazywać człowieka. Chciałbym połączyć dziennikarskie doświadczenia ze światem sztuki. Uda się?

niedziela, 15 sierpnia 2010

Dzień drugi

W mojej Warszawie kłócą się o krzyż. Episkopat wydaje stosowne oświadczenie (w końcu!), w którym między wersami wzywa do odpolitycznienia znaku chrześcijan, ale jednocześnie zaznacza, że decyzja o jego przeniesieniu zbiegła się z planowanym (i w końcu wprowadzonym) przez rząd podniesieniu podatku VAT. Troska hierarchów Kościoła Katolickiego o portfele Polaków w kontekście krzyża jest zastanawiająca (maczał w tym swoje święte palce zapewne bp Michalik). Sygnatariusze oświadczenia nie chcą zauważyć, że tylko kompleksowe podwyżki podatków mogą w końcu ustabilizować państwo, które z pieniędzy podatników może zagwarantować profesjonalną opiekę medyczną, bezpłatne szkolnictwo oraz pomoc najuboższym. Tak więc wojenka (a może już wojna o totalny rozdział państwa od Kościoła) trwa, a my na wsi jesteśmy zażenowani postawą obrońców. W wolnych chwilach, kiedy nie słuchamy The Doors i Republiki (ostatnio ją odkryliśmy) z uśmieszkiem na twarzy oglądamy filmiki na youtube spod pałacu prezydenckiego. Ubaw po pachy. Potem siedzimy na murku pod pałacem (ale tym naszym, lokalnym, w latach 90. bezczelnie sprywatyzowanym), palimy fajki i śmiechem budzimy okolicznych mieszkańców.
Wcale nie jest mi do śmiechu, kiedy na poważnie zastanawiam się nad pytaniem, które w ostatnim Przekroju zadał Robert Mazurek Robertowi Górskiemu: Wolałbyś być Czechem? Pytam serio. Oni po bitwie pod Białą Górą w 1620 roku na następny zryw zdecydowali się w 1942, zabijając Heydricha. Tak, wolałbym być Czechem i nie mieć w sobie obciążenia tych wszystkich powstań, rzezi, Jezusa narodów, źle pojmowanego patriotyzmu. Czesi nie pokusiliby się o obronę krzyża w Pradze. A może się mylę…

czwartek, 12 sierpnia 2010

Dzień pierwszy

Będąc w domu – na wsi, która jest mi tak naprawdę, pomimo ciągłego narzekania i krytyki lokalnej władzy, bardzo bliska (pewnie jest to związane z moją wrażliwością na losy drugiego człowieka, który jest permanentnie niszczony przez układ osób sprawujących rządy. Przeszła mi teraz przez głowę myśl, że za bardzo sobie słodzę pisząc, że jestem wrażliwy. Ale tak chyba jest) – patrzę z dystansem na moje życie, a konkretniej na ostatni rok. Przeprowadziłem się do Warszawy – rzut na głęboką wodę (nikogo nie znam, mieszkam w apartamencie, z którego ostatecznie uciekłem, poznaję uniwersytet, ludzi, wstępuję, czy to dobre określenie, do KP…) – która jest pięknym miastem. Odnalazłem w niej ludzi podobnych do siebie, a więc równie popierdolonych, zakręconych, nie ogarniających rzeczywistości, mających podobne poglądy. Inteligentnych, oczytanych, miłośników papierosów i czarnej kawy. Zauważam, że wśród moich znajomych, tych bardzo bliskich oraz takich, z którymi spotykam się przez przypadek na ulicy, mam osoby z dwóch stron barykady (wojenki światopoglądowej, która aktualnie toczy się w Polsce): oddanych Kościołowi Katolickiemu, o radykalnych poglądach konserwatywnych (zdarzają się wśród nich tzw. relatywiści) oraz lewicujących ateistów, którzy duszą się w polskiej rzeczywistości. Dopiero teraz zauważam, że jestem jakimś pomostem między tymi dwiema grupami. A może się mylę…
Spotykam się ze znajomymi, którzy są tutaj uwięzieni: albo z racji wakacji, albo z racji stałego zamieszkania. Uciekamy w towarzystwo, żeby się wspólnie napić, porozmawiać, pośmiać się. Rzadko pijemy w naszej miejscowości, jeżeli już, to na środku ulicy. Podświadomie czujemy się wykluczeni z tej społeczności. Wybieramy bar w pobliskim mieście. Za bardzo nas ciągnie do cywilizacji. Do miasta, gdzie tylko pozornie coś się dzieje.
Przeczytałem „Dziennik Cezarego Michalskiego” z ostatniego numeru Krytyki Politycznej. Oprócz dywagacji na temat zemsty Boga i skutkach, jakie niesie za sobą upolitycznienie religii i zastosowaniu symbolicznej przemocy, również tej pseudo-ewangelizacyjnej, do najczulszego nerwu mojego mózgu dotknęły mnie te słowa (proszę o wybaczenie, że to takie ckliwe, ale oddaje mój stan ducha w ten czwartkowy wieczór): jak uprawiać seks z osobą, z którą nauczyliśmy się rozmawiać jak przyjaciele? Tęsknię za takimi dylematami.
Przeczytałem również artykuł Sławka w dzisiejszej Wyborczej. W pełni utożsamiam się z jego słowami: Gdy lewica walczy o minimum materialne dla każdego obywatela, gdy mówi o prawach pracowniczych, o progresji podatkowej, to po to, aby każdy miał możliwość samorealizacji. Lewica wcale nie wybiera między wolnością i równością. Jeśli naprawdę cenimy wolność, to powinniśmy równo dystrybuować ją między ludźmi. Gdy lewica walczy o neutralność światopoglądową państwa, to właśnie po to, żeby każdy miał te same możliwości realizowania swoich życiowych planów, niezależnie od wyznawanego światopoglądu. Gdy postuluje zrównanie w prawach osób o różnych orientacjach seksualnych, myśli o każdym człowieku jako o podmiocie. Dopełnieniem niech będą słowa Kazi: Na pytanie, czy myć ręce czy nogi, czy walczyć o postulaty ekonomiczne czy o obyczajowe, czy o świeckie państwo czy o Puszczę Białowieską, nieodmienne należy odpowiadać – o wszystko.
Jestem w domu i uczę się, po raz kolejny w swoim życiu, dystansu. Próbuję uciekać w książki (ostatnio w Pornografię Gombrowicza), ale to mi się ciągle nie udaje. Próbuję ustabilizować swoje myśli. Próbuję przeżyć każdy kolejny dzień jak normalny człowiek. Nie potrafię. Szturcha mnie wszystko.

PS. Pisanie 2 urwało się. Wiedziałem.

sobota, 7 sierpnia 2010

Pisanie. 2

- Pragnienie.
Zatkało mnie. Musiałem mieć bardzo głupi wyraz twarzy, ponieważ Kamil mnie przytulił. Nie wiedziałem, co w jego ustach oznacza słowo: pragnienie. Zabrzmiało normalnie, tak jakby mówił drzewo, jutro albo dzbanek. Nie usłyszałem namiętności, zaciekawienia, czy przytłaczającej rozkoszy. Spodziewałem się czegoś banalnego, a usłyszałem najpiękniejsze słowo pod słońcem. Pragnienie. To nie tylko tęsknota za rozmową, pocałunkami, długimi wieczorami spędzonymi nad ciekawą książką, wypadami na miasto, czy sączeniu wina w jednej z okolicznych kawiarni. To przede wszystkim marzenia, w których jestem ciągle obecny. To opowieści, których głównym tematem jestem ja. To sny, w których nagle mnie zabraknie, ale po przebudzeniu może mnie złapać za rękę i spokojnie pogrążyć się w kolejnym, już kojącym śnie. To nerwowe telefony, kiedy nie wracam piątą godzinę do mieszkania i złość, która mija po kilku minutach.
Wyszliśmy. Ulica nadal była pusta. Nie wiem, gdzie byli ludzie. Zamknęli się w swoich domach i marzyli. Nieustannie marzyli. A my złapaliśmy się za ręce i powoli szliśmy do tramwaju.

nuda

Brak kontaktu z rzeczywistością. Po prostu nie czuje się połączenia z otaczającym światem(i to nie na zasadzie alkoholowego upojenia): nie tylko z przedmiotami, które okazują się zwykłym gównem, ale również często z ludźmi. Niektórzy są zafascynowani do granic obrzydliwości swoją własną osobą i przez to stają się niesłychanie nudni. Mam takich znajomych, którzy mogą 28 godzin na dobę pierdolić wyłącznie o sobie: co zrobili, gdzie byli, jacy są zajebiści etc. Nie słuchają innych, ich wzrok traktuje rozmówców jak powietrze. Widzą tylko siebie. Nie lubię. Już wolę w samotności poczytać książkę, niż spotkać się z takim człowiekiem.

Zaczynam pisać. Katorga. Pisanie jest najgorszą czynnością w życiu: zostajesz sam, w małym pokoju. Nagle przychodzą myśli, niepoukładane uczucia, głupie wspomnienia, wobec których cały się czerwienisz. Jeżeli ktoś chociaż raz zabłądził do tego świata, nigdy więcej się z niego nie wydostanie. Słowa będą za tobą chodziły. Nie uwolnisz się od tego. Inne książki będą ciągle cię kusiły, zapraszały do łóżka, uwodziły zapachem i tajemnicą przygód oraz myśli.

Wszyscy posłani kochają ciepło,
pobudza ich ono bowiem
do różnych czynów.
Chwała Twemu Ojcu!

św. Efrem

I
- Zanim cokolwiek powiesz, skomentujesz, pomyślisz powiedz mi jedno słowo, które przychodzi ci do głowy, jak o mnie myślisz. Nie mów niczego więcej. Tylko to. I o nic nie pytaj. To w chuj ważne.

Siedzieliśmy w dusznej kawiarni, w której podawano niedobrą kawę. Paliliśmy papierosy i tępo wpatrywaliśmy się w okno, za którym umarła ulica kusiła blaskiem zachodzącego słońca i jednocześnie odpychała smrodem moczu unoszącego się z okolicznych bram starych kamienic, pamiętających wszystkie możliwe okupacje i powstania. Od ponad godziny nie wymieniliśmy ani jednego zdania. Nie mieliśmy ochoty rozmawiać.
Kamil nadal milczał. Myślał albo mnie zignorował. Jakie to może być słowo? Pedał, chudzielec, intelektualista, rozkoszny, wiadro, ciepło, karaluch, ten pierwszy, kochanek, zboczony, wrażliwy.