.
Stanisław Obirek zauważa, że „religia odgrywa ważną rolę we współczesnym świecie. Problem w tym, iż rola ta nie zawsze jest pozytywna. Częściej religia zniewala i utrudnia dojrzewanie zarówno jednostkom, jak i całym społecznościom”. W kolejnych rozdziałach swojej książki autor analizuje obecność religii w przestrzeni publicznej oraz poddaje pod osąd jej nie zawsze zbawienny wpływ na społeczeństwa: nie ma tylko na myśli wynaturzeń (niewolniczej mocy religii w życiu jednostek opartej na strachu, zakazach i przesądach), ale zwraca uwagę na decyzje, które zapadały na najwyższych szczeblach Watykanu. Należy tutaj przede wszystkim wymienić oficjalny zakaz głoszenia teologii wyzwolenia. Decyzja papieża Jana Pawła II nieodwracalnie przekreśliła marzenia południowo-amerykańskich społeczeństw o ustabilizowanym życiu i niczym niezakłóconej wierze. Pokazuje również regres, jaki zachodzi w instytucjach roszczących sobie prawo do rozdzielania religii, instytucji, które twardą ręką strzegą czystości wiary. Obirek wprowadza termin „zawężenie”, które „prowadzi do wykluczenia z publicznego i prywatnego dyskursu tych wszystkich, którzy nie podzielają danej wizji rzeczywistości; [chodzi mi] o mechanizm podporządkowania całej rzeczywistości jednej i jedynie obowiązującej idei.(…) Krytyka staje się niekiedy tak zapamiętała, że do złudzenia przypomina krytykowaną rzeczywistość, a praktyki wczorajszych ofiar zbliżają się do sposobów postępowania wczorajszych katów”. Podane przykłady Hansa Kunga (w 1979 zakazano mu głoszenia teologii katolickiej, za jawne krytykowanie papieża) i polskiego teologa Wacława Hryniewicza (krytycznie odniósł się do stanowiska Watykanu odnośnie obecności Boga w innych religiach; Hryniewicz głosi niepopularną w Polsce teologię nadziei) potwierdzają tezę Obirka o zakazie posiadania odmiennego od Stolicy Apostolskiej zdania. Przekłada się to niewątpliwie na stosunek struktur Kościoła do zjawiska sekularyzacji, który niebezpiecznie przypomina zapomniany strach przed modernizmem (pojawił się na przełomie poprzednich wieków i został jednoznacznie zakończony podczas Soboru Watykańskiego Drugiego).
Sekularyzacja „oznacza w praktyce rezygnację z przynależności instytucjonalnej i jest w wielu przypadkach rodzajem manifestacji duchowej i intelektualnej dojrzałości. W moim przekonaniu jest to proces nieodwracalny. W jednych przypadkach wiąże się z utratą wiary, w innych – tylko ze zmianą sposobu jej wyrażania. Na miejsce dawnych rytuałów i form kultu pojawiają się nowe, prywatne”. Dodając jeszcze słowa Talala Asada chodzi jedynie o to, że „religia powinna mieć swoje miejsce, a polityka swoja”. Struktury wiary, a szczególnie Kościół katolicki, upatrują w niej ogromne zagrożenie, wynikające ze strachu przed stratą wpływów i realnym wpływem nie tylko na życie milionów ludzi, ale przede wszystkim na decyzje rządzących. Obecnej siły Kościoła nie należy przypisywać możliwościom kształtowaniu ludzkich poglądów/sumień, które i tak w większości przypadków nie pokrywają się z oficjalnym nauczaniem Kościoła, lecz mocy realnego wpływania na decyzje legislacyjne demokratycznych państw. Podawany często przez Kościół argument woli większości często nie ma odzwierciedlenia w rzeczywistości, czego chociażby przykładem jest Polska z 40% wskaźnikiem osób uczestniczących w niedzielnych nabożeństwach. Te instytucjonalne nadużycia, jakim podlega religia na naszych oczach, powodują poszukiwania nowych form kultu, oparte na multi-religijności, czyli łączeniu na prywatny użytek różnych tradycji. Obirek widzi w tym procesie przyszłość wiary w Boga, podając przykłady ciekawych form religijności w Azji, czy w Ameryce Południowej. Jednocześnie zauważa, że „powrót religii do sfery publicznej odsłonił nie tylko złożoność religii, ale i związane z nią zagrożenia dla systemu demokratycznego. Właśnie dlatego zasługuje ona nie tylko na wnikliwy opis, ale i na wskazanie przyczyn i źródeł jej zgoła niereligijnych uzurpacji”.
.
W Polsce jesteśmy świadkami podobnego procesu niereligijnych uzurpacji. „(…) Religia, a szczególnie katolicyzm, stanowi konieczny punkt odniesienia dla każdej próby rozumienia społeczeństwa polskiego. Nawet jako <
Ogromny wpław miały na to dwie kwestie: okres komunizmu w Polsce i wpływ polskiego papieża, który rzekomo doprowadził do odzyskania niepodległości w 1989 roku. Stanisław Obirek przywołuje książkę Petera L. Bergera i Thomasa Luckmanna „Społeczne tworzenie rzeczywistości”, w której autorzy dokonują opisu procesu przejmowania przez Kościół prawosławny w Rosji funkcji partii komunistycznej. Znajdujemy w nim wiele paraleli z polską sytuacją. Obirek: „Wystarczy porównać rozbieżność, jaka istniała w czasach komunistycznych pomiędzy oficjalnie głoszoną doktryną a codzienną praktyką całych społeczeństw, tylko nominalnie komunistycznych. Podobnie, w tradycyjnie chrześcijańskich krajach subtelne rozważania uczonej teologii nie mają wiele wspólnego z religijnością ludową. (…) Religijność ludowa stanowi oparcie dla instytucji, a uczone wywody teologów legitymizują istniejący stan rzeczy. W Polsce konfrontacja masowego katolicyzmu z ideologią komunistyczną zapewniła ostatecznie triumf religii, a nie traktaty teologiczne”. Taki stan polskiego Kościoła, który swoją pozorną siłę opiera na wierze ludu, bezpośrednio wpływa na zachowania „książąt Kościoła”. Polskie duchowieństwo nie toczy sporów teologicznych, które mogłyby przełożyć się na myślenie przeciętnych ludzi. Ton listów pasterskich nadal skupia się na jasnym określeniu wroga (w nowych czasach to sławetna cywilizacja śmierci”), co również pokazuje jałowość myśli teologicznej w polskim Kościele. Nie bez znaczenia wpływ na myślenie o Kościele miał Stefan Wyszyński, który wolał skupił się na podczytywaniu na duchu uciśnionego Narodu, niż wprowadzaniu rozwiązań soborowych. Lekcja Vaticanum Secundum pozostaje do odrobienia.
Obirek pisze dalej: „Jest jeszcze jeden wymiar upodabniający totalitarny system polityczny do religii – pretensje do wyłączności i bezbłędności połączone z mniej czy bardziej skrywaną niechęcią do rozwiązań alternatywnych”. Stygmatyzowanie niepokornych teologów (samego autora, Tomasza Polaka, Tadeusza Bartosia, Tadeusza Musiała, czy Wacława Hryniewicza), zatwardziała obrona bredni głoszonych na antenie Radia Maryja, język potępiający inaczej myślących tylko potwierdzają tę opinię.
„(…)Łatwo pojąć uległość polskiego społeczeństwa wobec mocy mitu, któremu na imię Jan Paweł II. Pozostaje jednak pytanie, na ile ten mit jest mitem chrześcijańskim, zbliżającym nas do Królestwa Bożego, które głosił Mistrz z Nazaretu, a na ile mitem narodowym, zaspokajającym odwieczne marzenia małych narodów o wielkości. Wydaje się, że Jan Paweł II jest ucieleśnieniem tego drugiego. (…) Fenomen polskiego papieża przypomina bardziej terapię narodowej traumy niż autentyczną religijną opowieść. Stała się bowiem alternatywą dla katolicyzmu klęski, czerpiącego swą siłę z narodowych katastrof, tworzącego wspólnotę archaiczną i wyizolowaną ze wspólnoty innych narodów. Papież, pielgrzymując do Polski, wskazywał na rozliczne więzi z katolicyzmem uniwersalnym, nade wszystko otwierał perspektywę pozwalającą na utożsamianie się z <
Na koniec tego wątku ciekawa wydaje się uwaga Stanisława Obirka odnośnie przyszłości polskiego wydania katolicyzmu: „Skoro w historii odegraliśmy rolę antemurale Christianitatis, to może w przyszłości czeka nas rola pomostu? By mogło się to stać, polski katolicyzm musi ulec głębokim transformacjom”. Wielką rolę odegra w tym lud.
.
Książka Stanisława Obirka to powiew świeżego powietrza i jeden z niewielu głosów prawdziwie teologicznych, czyli takich, które nie boją się zadawania pytań, podważania oczywistości. Przełamuje milczenie na temat zniewolonego umysłu Polaka-katolika i daje nadzieje, że w końcu staniemy się, jako społeczeństwo, dojrzałe. Dla mnie, dyskretnego chrześcijanina, ta publikacja daje nowe spojrzenie na polski Kościół, który nadal jest zacofany i nie chce zrozumieć mechanizmów funkcjonowania demokracji. Byłoby fajnie, gdyby ludzie z kościoła uwolnili swoje umysły od sekciarskich zapędów, a z drugiej strony oczekuję radykalnej zmiany podejścia struktur państwa do roli Kościoła. Najlepiej na zasadzie: każdy ma swoje miejsce i nie wchodzimy sobie w drogę. Szczeniackie marzenia?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz