piątek, 11 lutego 2011

Balladyny i romanse

Przyznaję się bez bicia – książkę Ignacego Karpowicza przeczytałem dopiero teraz, po rozdaniu Paszportów i po zapoznaniu się z promocyjną ceną nowego wydania. A powieść jest monumentalna (jak na dzisiejsze czasy produkowania krótkich i dosyć przyjemnych książek), pełna zagadek i, zabrzmi to banalnie, niewiarygodnych zwrotów akcji. Narrator, który jest bardzo ciekawy – nawiązuje niesamowicie bliski kontakt z czytelnikiem, na kolejnych stronach zapraszając nas do świata swoich bohaterów, do ich mózgów, tworząc niebywałe historie i krok po kroku analizując ich zachowania, po czym na końcu usuwa się z powieści – odsłania przed czytelnikiem historię rozgrywającą się na dwóch płaszczyznach: realnej – typowych Polaków z Warszawy i Białegostoku (wyśmienicie pokazuje potoczną mowę Polaków – robi to lepiej niż Masłowska, bo inteligentniej) oraz świat bogów różnych religii, wierzeń i kultur, również tych umarłych, którzy postanowili ponownie objawić się światu. U Karpowicza spotykają się wszystkie światy, nie tylko te wymienione wyżej: samotnej kobiety, która pracuje w sklepie osiedlowym, młodego chłopaka, studentki polonistyki, geja, pracownika korporacji i nauczyciela akademickiego. Co prawda czytelnik ma wrażenie, że Karpowicz opisuje Warszawkę i dyskretnie się z niej naśmiewa, ale wszyscy bohaterowie stają się na swój sposób bliscy i bardzo rzeczywiści. Karpowicz chwilami zniechęca czytelnika zbyt długimi opisami „wewnętrznych przeżyć bohatera”, aby po chwili z nową energią rozpocząć kolejny wątek.
Czyta się wyśmienicie, a Paszport Polityki jest jak najbardziej uzasadniony.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz