Narodziłem się. Jestem nowy, śliczny, mam dupkę niemowlaka. Patrzę na świat z naiwnością. Obcy mi dystans. Lubię to.
Dzisiaj poniedziałek. Uczelnia, z którą nie wiążę swojej przyszłości, znajomi, krytyka polityczna, przyjaciele, nowe książki, mieszkanie, kot, niedoczytane gazety, papierosy, koncert, z którego uciekłem. Od rana chodzą za mnę słowa Hartmana z Powszechnego: To wszystko jest bez sensu. Ludzka dusza, która była niegdyś świątynią wizerunku Boga, stała się galerią symboli kultury, w której rządzi moja władza sądzenia, intelektualno-etyczne oraz estetyczne upodobanie. W takiej sytuacji postawiła mnie nowoczesność. A ponieważ jest to sytuacja bez wyjścia, to znaczy, że Bóg umarł naprawdę.
Człowiek nie potrafi poradzić sobie z śmiercią Boga: błąka się, nie może odnaleźć się w nowej rzeczywistości. A może jest zupełnie odwrotnie?
Hartman kończy swój tekst słowami: nikt nie słucha. Niech tak zostanie.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz