niedziela, 4 kwietnia 2010

Monolog nr 1

Jesteś wszechmogący? Między nami, to plan stworzenia troszeczkę ci się nie udał: kradniemy, pijemy, pierdolimy kurewki z czerwonej ulicy, bijemy, gwałcimy, zabijamy dzieci, dzieciątka nienarodzone, mamy w dupie ubogich, tych darmozjadów smęcących, siedzących na rogach polskich miast i wiosek; wolimy kupić pół litra żołądkowej, niż pójść do kościoła i paść na kolana, i przepraszać, i prosić o wybaczenie, i rzucić pięćdziesiąt groszy na tacę. W dupach się nam poprzewracało od tego dobrobytu: jemy do syta, wyrzucamy jedzenie, wolimy wierzyć diabłu z wyborczej, niż tobie, wiekuisty i wieczny boże.

Nad drzewami (ach, te drzewa! Olśniewające nagością w listopadowej porze, kiedy siedzi się samemu w domu i słucha jazzu i pije czerwone wino i rozmawia z marzeniami i powraca do zapomnianych książek, czy też starych fotografii). Nad drzewami fruwają ptaki, przeklęte ptaszyska. Psują nastrój, bo przypominają świat, w którym niegdyś się bywało; świat utraconego na zawsze dzieciństwa lub nieznanych rozkoszy. Nad drzewami panuje noc. Ciemna, podniecająca, przyprawiająca o przyjemny dreszcz. Samobójcy skaczą z balkonów, ewentualnie łykają przeszłość; kochankowie uciekają przed światem, koty grzecznie leżą na dywaniku. Z tej nocy wychodzi człowiek, zrodzony z niewiasty. Jan mu było na imię. Łobuz, łajdak, parszywy drań. Lubi pić tanie wina i łapać kobiety za tyłek. Nie wstydzi się złorzeczyć staruszkom w tramwaju ani wyzywać od szmat sklepową z mięsnego. Wieczorami wychodził z domu, obskurnego mieszkania wynajmowanego od zołzy. Miał krzesło, stół, łóżko i portret utraconego kochanka. Po ulicy szalały strachy. Krzyk, płacząca matka, kurwa, pojebany chuj, a ty co się kurwa patrzysz, pedale zajebany. Na chodnikach bywało spokojniej. Tam tylko nic nieznaczące wspomnienia. Stosunek bez wzwodu, zarzygany pokój, żółte prześcieradło. Zdrada rozpanoszyła się w jego umyśle. Wieczorami zabawiał się. Patrzył tymi swoimi oczętami na chłopczyków, kusił, podniecał, urzekał. Co z niego był za człowiek wiedzą wyłącznie ci, którzy niebacznie spędzili z nim jedną noc. W radio podali, że Jan powiesił się na drzewie. Dawno w mieście nie było takiego przypadku.

Stuk, stuk, deszcz dotyka parapetu. Wszystko jakby zamarło – samochody starają się omijać kałuże, zbici z tropu ludzie uciekają, mokry gołąb usiadł na rynnie. Na rogu Marszałkowskiej stoi dwóch chłopaków. Odważnie trzymają się za ręce i patrzą w górę, przyjmując na twarze krople zimnego deszczu. Jeszcze nie wiedzą, że to wspomnienie przerwie jedna, nagła kłótnia. Tak samo zimna, jak ten deszcz. Tak samo nagła, jak spontaniczne trzymanie się za ręce w środku miasta.

Hej. Młody, dyspozycyjny z własnym autkiem, szuka kogoś, kto pokaże mi co, to znaczy dobry seks z menem. Lubię damskie ciuszki jestem uległy. Dostępny 24h tel:511-573-891 Michał. Już nie mogę się doczekać.

Czy tak miał wyglądać twój świat? Samobójców, zboczeńców, pedałów, homofobów, nie myślących wiernych, niewiernych ateistów, dobrych ludzi, złych zwierząt, które wpierdalamy o poranku.